Zaintrygowała mnie lewitująca dziewczynka na okładce książki, taka mocno creepy i vintage. Nie oceniam książki po okładce, przecież dziewczynki nie lewitują. A jednak lewitują, w sierocińcu na walijskiej wyspie dzieci nie tylko unoszą się w powietrzu, są niewidzialne, nad wyraz silne, mają usta z tyłu głowy, jak to osobliwce. Nic byśmy o nich nie wiedzieli, gdyby nie Jacob, wnuk jednego z pensjonariuszy sierocińca. Od dziecka był karmiony niezwykłymi opowieściami dziadka, z czasem wsadził je między bajki. Jako szesnastolatek nie mógł wierzyć w potwory i inne cuda, no, chyba że głucholec nagle się pojawił i zabił dziadka. Najpierw była trauma, zaprzeczenie, potem psycholog i wspólna decyzja. Razem z ojcem wyruszył na wyspę, by skonfrontować opowieści przodka z rzeczywistością. No i się zaczyna robić… osobliwie. Jeśli nie lubicie się bać, czuć nieswojo, z niepokojem zerkać za siebie, to nie bierzcie się za czytanie tej książki. Napięcie wzrasta z każdą stroną, chwilami nie wiadomo, kto wróg, kto przyjaciel. Zdziwaczały na starość dziadek wcale nie zmyślał. Dziewczynka lewituje. Oczywiście, jeśli chcecie w to uwierzyć. Przyznam się, że czytając o mieszkańcach domu Pani Peregrine wieczorem, nie miała odwagi oglądać zdjęć, które ich przedstawiały. Po wszystkim wiem, że nastolatkowie mogą być bohaterami i walczyć z potworami, tymi w mundurach SS i tymi ze świata fantasy. Creepy, ale wciąga jak mokradła na Cairnholm. Dla tych, których wessało do reszty mam dobrą wiadomość, to pierwszy tom serii, do przebania i przetrwożenia z dreszczem jest jeszcze 5 kolejnych. Książki dostępne w zbiorach Książnicy Karkonoskiej. (JJ)